Philipa Kotlera możemy niewątpliwie postrzegać za człowieka, który zjadł co najmniej kilka zębów na marketingu. Gdy z jego ust padają zatem wezwania do stosowania „demarketingu” w miejsce klasycznego zwiększania popytu na produkty, warto się nad nimi pochylić.
Czym jest demarketing?
Pod hasłem „demarketing” Kotler rozumie działanie odwrotne do wspomnianego wyżej – czyli działania firm i rządów w zakresie obniżania popytu na wybrane produkty. Nie chodzi naturalnie o „dojne krowy” dla organizacji, a o te dobra, które mogą szkodzić jednostce lub społeczeństwu jako ogółowi (niezdrowe jedzenie, używki, dobra niszczące środowisko naturalne).
Demarketing stosuje się także wówczas, gdy chcemy zarządzać potencjalnymi brakami – przykładem może być choćby racjonowanie energii lub wody i przeciwdziałanie jej marnowaniu.
Demarketing a Marketing Mix
Jak zatem osadzić demarketing w klasycznym, kotlerowskim 4P?
- W obszarze produktu – ograniczenie produkcji lub wprowadzanie przez rząd ograniczeń zakupu,
- W obszarze ceny – jej stopniowe podwyższanie,
- W obszarze dystrybucji – ograniczanie dostępności produktu,
- W obszarze komunikacji – kampanie społeczne na rzecz zmniejszenia użycia danego produktu.
Jako „władzę ustawodawczą” strategii demarketingowych Kotler postrzega przede wszystkim rząd. Wynika to z możliwości stanowienia prawa, które potencjalnie mogłoby zrealizować plan nakreślony w ramach ww. 4P. Na ile jednak propozycja Kotlera jest realnym planem, a na ile to wejście marketingu i rządów w obszar, który należy pozostawić w sferze wolnego wyboru?