MOOC – a cóż to takiego?
Massive Open Online Courses są platformami internetowymi gromadzącymi kursy online, które wykorzystują różne formy kształcenia (wideo, prezentacje, fora dyskusyjne itp.). Mają zwykle ustrukturalizowaną formułę z określonym harmonogramem prac. Branding, Storytelling, Content Management, Web Design to tylko niektóre z nich.
Udział w kursach jest często bezpłatny. Opłaty są ewentualnie podbierane za wydanie certyfikatu, ale i tak nie wyniosą one więcej niż kilkaset dolarów. Prowadzeniem MOOC zajmują się znane i prestiżowe instytucje edukacyjne takie jak Stanford, Wharton, Berkeley, Princeton i inne. Dziś nic nie stoi na przeszkodzie, aby każdy człowiek z dowolnego zakątka świata mógł umieścić w swoim CV certyfikat elitarnej uczelni.
Czas trwania kursu to zwykle kilka tygodni. Nie ma wielu barier czy ograniczeń, może do niego przystąpić każdy, kto chce podnieść swoje umiejętności – bez względu na wiek i narodowość. Twórcy kursów starają się ponadto znosić barierę językową dzięki narzędziom do automatycznego tłumaczenia zamieszczonych materiałów. Choć brakuje im nieco do doskonałości, to dynamiczny rozwój sztucznej inteligencji sprawia, że precyzyjnie spolszczone kursy są tylko kwestią czasu.
źródło: http://elearninginfographics.com/european-moocs-infographic/
Szansa czy zagrożenie?
Jedno z przysłów mówi, że jak wieje wiatr, można budować schrony albo wiatraki. Podobnie jest z większością zmian. Mogą być okazją do rozwoju albo przekleństwem.
Z jednej strony bowiem, któż będzie chciał zapłacić trzema latami swego życia za tytuł licencjata uczelni polskiej, jeśli przez 6 miesięcy za kilkaset dolarów może zdobyć certyfikaty najlepszych uczelni świata. Nietrudno zgadnąć, kto łatwiej zyska uznanie pracodawcy – absolwent uczelni wyższej czy posiadacz zaświadczeń o ukończeniu specjalistycznych kursów najbardziej prestiżowych instytucji edukacyjnych na świecie.
Strony MOOC dają ponadto ogromną ilość benefitów. Pozwalają znacząco obniżyć koszty kształcenia i przyspieszyć chwilami żmudny proces nauki. Poszerzają niekiedy drogą i ubogą ofertę edukacyjną uczelni. Umożliwiają również budowanie zindywidualizowanych ścieżek rozwoju i dają okazję do powiązania formalnego kształcenia (licencjat, magister) z różnym tempem studiowania i możliwościami poszczególnych osób.
Co dalej?
Pytań, które rodzą się w związku z pojawieniem się MOOC, jest wiele. Dotyczy to skłonności ludzi do korzystania z tej technologii w dużej skali, zmian prawnych, rozwoju oferty kształcenia, a przede wszystkim nowej roli uczelni w życiu studentów. Jak dotąd w wielu przypadkach pełnią one jedynie funkcję ciekawostki. Badania Justina Reicha pokazują bowiem, że obecnie do końca kursu dociera zaledwie 6% uczestników.
Niedużo? Spójrzmy na to z innej strony – wyselekcjonowana zostaje elitarna grupa, której pozycja na rynku pracy rośnie w niezwykle dynamicznym tempie. Wystarczy kilka tygodni, aby wzbogacić swoje kwalifikacje o naprawdę wartościowe i konkretne umiejętności. Na dodatek herb Harvardu w CV podziała niczym magnes na potencjalnych pracodawców.
Czy zatem Massive Open Online Courses na stałe zagoszczą w planach studentów? Za wcześnie na takie prognozy. Pewne jest natomiast to, że Coursera, edX, Khan Acedemy, Skillshare i wiele innych uruchomiło lawinę, która może zmieść obecne instytucje oświatowe albo stworzyć całkowicie odmienny system kształcenia. System, w którym rządowe reformy edukacji nie będą miały na nas jakiegokolwiek wpływu.