Serwis WPTech zapytał niedawno fanów na Facebooku, czy pamiętają jeszcze swoje numery Gadu-Gadu. Odzew zaskoczył nawet samych administratorów serwisu – post zebrał ponad 100 komentarzy, w których użytkownicy bez większych problemów przytaczali schemat cyferek, który jeszcze kilka lat temu pozwalał im toczyć internetowe dysputy. My również zrobiliśmy na sobie mały test i ze zdumieniem stwierdziliśmy, że nawet po kilku latach niekorzystania z GG bez trudu zdołamy się zalogować do aplikacji.
Nostalgia?
Pewnie po części tak. Równie prawdopodobna jest jednak hipoteza, że dobra znajomość numerów GG wynika z faktu, że przed powstaniem mediów społecznościowych, aby podjąć z kimś wirtualną rozmowę, należało w pierwszej kolejności podać mu swoje dane kontaktowe. Gadu-Gadu funkcjonowało bardziej na zasadzie telefonu komórkowego, aniżeli grupy dyskusyjnej. Rozmowa z drugą osobą wymagała dopisania jej do internetowego odpowiednika „książki adresowej”, tak jak obecnie ma to miejsce w przypadku Skype’a. Uroku było w tym jednak mnóstwo.
Czas na czat
Kiedy w 2000 roku Łukasz Foltyn tworzył aplikację Gadu-Gadu, polski internet przypominał raczkujące niemowlę. Dostęp do sieci w naszym kraju miało zaledwie 7% obywateli, ponadto większość połączeń wiązała się z wysokimi opłatami za korzystanie z modemu telefonicznego i słynnego numeru 0202122. Nic więc dziwnego, że w chwili startu GG, komunikator nie miał żadnej konkurencji.
Znakomity biznesowy pomysł w postaci kawiarenek internetowych, a następnie upowszechnienie stałego łącza sieciowego znacząco przyspieszyło jednak proces dołączania Polski do wirtualnego świata. Na fali komputerowego entuzjazmu GG najpierw zawładnęło kafejkami, a następnie szturmem zaatakowało domowe PC-ty. Aplikacja Foltyna przez niemal całą pierwszą dekadę XXI wieku stanowiła absolutny must-have polskiego internauty, a ilość wirtualnych rozmów była tak wielka, że niektórzy socjologowie wieszczyli zmierzch tradycyjnej, werbalnej komunikacji.
Wojna z Facebookiem przed Facebookiem
Jak nietrudno zgadnąć, na drodze rozwoju GG stanęły media społecznościowe, które ukazały internautom zupełnie nowe możliwości wirtualnego świata. Właściciele GG próbowali przeciwstawić się inwazji Naszej-Klasy i Facebooka, ale paradoksalnie zrobili to… zbyt wcześnie. Uruchomiony w 2005 roku serwis „generacja gadu gadu” znacząco wyprzedził wejście Facebooka na polski rynek, ale jak pokazały statystyki, rodzimi internauci nie byli wówczas skorzy do zamiany komunikatora na media społecznościowe.
Choć portal w 12 miesięcy zgromadził aż 4 miliony użytkowników, już w 2007 roku znużeni jego techniczną niesprawnością i nieprzekonani do nowych funkcjonalności odbiorcy zaczęli niemal masowo porzucać swoje konta. Skoro podejmować rozmowy i publikować statusy i tak mogli za pomocą aplikacji z żółtym słoneczkiem, odwiedzanie osobnej strony w przeglądarce nie miało dla nich żadnego sensu.
Na dodatek sam komunikator również został wyposażony w szereg udziwnień, które zrobiły z niego wielofunkcyjny internetowy kombajn pożerający ogromną ilość RAM-u. Dotychczasowi fani GG zaczęli migrować na znacznie lepiej zoptymalizowanego i wyważonego Facebooka, a wszelkie kolejne inicjatywy twórców Gadu-Gadu kończyły się fiaskiem.
Nie wypalił projekt GG.pl będący niemalże klonem portalu Marka Zuckenberga, podobne niepowodzenia spotkały również projekty poczty GG i GG dysku, które, jak nietrudno się domyślić – również powielały rozwiązania znane z innych tego rodzaju serwisów – Gmaila oraz dysku Google. Dziś GG funkcjonuje wyłącznie w desktopowej i mobilnej wersji samego komunikatora.
Gadu Gadu tylko dla dorosłych?
I o ile odsetek osób korzystających z komunikatora na komputerach jest znikomy, o tyle jego smartfonowa odmiana jeszcze w 2015 roku święciła tryumfy w rozmaitych rankingach odsłon. Ba, nawet dziś statystyki pobrań GG w Google Play plasują go na drugim miejscu w Polsce, zaraz po facebookowym Messengerze. Z czego zatem bierze się tak duża wciąż popularność z pozoru upadłej platformy?
Z wyjaśnieniem spieszy metafora. Wyobraźmy sobie wielkie centrum handlowe, do którego codziennie przychodzi ogromna ilość klientów. Po pewnym czasie, w wyniku błędnych decyzji właściciela i powstaniu kilku konkurencyjnych budynków w okolicy sklepy zaczynają podupadać, a po upływie kilku lat prężnie prosperująca galeria zmienia się w pustostan, którym nikt nie zarządza. W jego wnętrzu nie handluje się już wytworną odzieżą, a raczej towarem nieobjętym podatkami, a jego główną klientelą stają się ludzie w strojach dalekich od garniturów.
Tak oto GG z ogólnopolskiego komunikatora stało się raczej platformą do mniej lub bardziej legalnych konwersacji o podłożu erotycznym. W awatarach poszczególnych użytkowników coraz rzadziej pojawia się w twarz, a udostępniona przez twórców funkcja „losuj rozmówcę” umożliwiająca znalezienie losowej osoby po podaniu kryteriów wieku i płci jedynie potwierdza niekorzystny dla komunikatora kierunek rozwoju.
Pomoc z Cypru
Co będzie dalej z wciąż najpopularniejszym polskim komunikatorem? Wykupienie Gadu-Gadu w 2015 roku przez cypryjski fundusz Xevin Investments raczej nie zbawiło aplikacji, a jedynie mocniej skierowało ją w stronę platformy randkowej. Oddajmy nowym właścicielom – bardzo popularnej platformy randkowej.
Być może zatem komunikator po prostu stopniowo zmienia koncept biznesowy. Jako że w aplikacji niemal wszystkie słoneczka przybrały czerwony kolor – najprawdopodobniej odnajdziemy w niej już starych znajomych. GG służy więc obecnie głównie znajdowaniu nowych.
Facebook nie bierze jenców
Czyli w uproszczeniu tych, którzy z różnych powodów postanowili nie rejestrować się na Facebooku. Cała reszta została masowo wciągnięta w tryby maszyny Marka Zuckerberga i ani myśli opuszczać świat mediów społecznościowych. Facebook pokazał użytkownikom Gadu-Gadu zupełnie nową formę komunikacji, opartej nie tylko na rozmowach i publikacjach statusów, ale również polecaniu treści, ocenianiu contentu i formowaniu grup dyskusyjnych.
Amerykański portal poza komunikacją ‘one to one’ pozwolił na budowanie społeczności wokół osób, wydarzeń i zjawisk. Ba, umożliwił nawet kreowanie wizerunku rozmaitych marek, które przy pomocy GG mogły co najwyżej porozmawiać z klientem.
Tak oto ogrom funkcjonalności Facebooka sprawił, że sam komunikator jest zaledwie dodatkiem do serwisu. Cóż, próżno chyba w takim świecie szukać miejsca dla Gadu-Gadu.