Po fake news zalała nas nowa fala internetowych oszustw kryjąca się pod terminem fake growth. Wirtualny świat podbijają spreparowane statystyki, wyśrubowane do granic możliwości wyniki i nieprzyzwoicie wyolbrzymione osiągnięcia. Nowe, niebezpieczne zjawisko może zebrać nawet bardziej obfite żniwo niż fałszywe newsy, które obecnie rozprzestrzeniają się o blisko 16% szybciej niż prawdziwe informacje.
Fake IPO
Biznesowym światem zatrzęsła niedawno wiadomość, jakoby Snapchat „pompował” swoje wyniki finansowe przed marcowym wejściem na giełdę. Anthony Pompliano, były już pracownik firmy z Kalifornii przyznał, że jego pracodawca od dłuższego czasu wyolbrzymiał w mediach swoje biznesowe możliwości w celu maksymalnego podwyższenia IPO, czyli wartości w momencie wejścia na giełdę. Co więcej, Pompliano utrzymuje, że powodem jego zwolnienia po zaledwie 3 tygodniach pracy był właśnie sprzeciw wobec nielegalnych praktyk Evana Spiegela i spółki.
Rzecznik Snap Inc., Mary Ritti naturalnie odparł wszelkie oskarżenia sprowadzając je do nieudolnej próby zemsty ze strony zwolnionego pracownika. Jednak abstrahując od wiarygodności słów Pompliano były growth hacker Snapchata zwrócił uwagę opinii publicznej na kolejne, po fake newsach oszustwa, które wirusowo rozchodzą się w mediach i docierają do najważniejszych amerykańskich instytucji. Fake growth jest faktem i kolejną próbą krętactwa, przed którą my, internauci musimy się obronić.
Fake government
Warto jednak zauważyć, że w poszukiwaniu źródeł fake growth wcale nie musimy grzebać w dziejach sieci www. Również w tradycyjnych, offline’owych warunkach „pompowanie” statystyk ma bardzo bogatą i głęboko zakorzenioną historię. Ot, choćby w politycznych sondażach. Miliony Polaków bacznie przygląda się słupkom poparcia dla poszczególnych partii, nie zdając sobie sprawy z ich miernej wiarygodności.
Tymczasem w dużych miastach wzięcia udziału w sondażach odmawia blisko 80 procent pytanych – nietrudno wyobrazić sobie, w jak ogromnym stopniu fakt ten wpływa na ostateczne wyniki badań. Niektórzy politycy otwarcie przyznają zresztą, że za przyrost kolorowych słupków wystarczy po prostu zapłacić. Przemysław Wipler, były prezes Stowarzyszenia Republikanie niedawno chwalił się, że kupił kilkunastoprocentowy skok poparcia w sondażu IBRIS za 6 tysięcy złotych. Trudno oczekiwać, aby przeciętny odbiorca był w stanie wytropić wszelkie nieczyste zagrania polityków.
Fake expectations
Rodzący się właśnie trend fake growth jest jednak szczególnym zagrożeniem dla samych autorów oszustwa. Cóż nam bowiem po incydentalnym skoku zasięgu, popularności, sprzedaży, który w jednej chwili wyniesie nas na marketingowe, blogowe, czy społeczne wyżyny, skoro kolejnego dnia będziemy musieli zmierzyć się z wyśrubowanym wynikiem? W naszych głowach pojawi się paskudny dysonans poznawczy, który będziemy musieli zredukować albo kolejnym oszustwem, albo działaniami zastępczymi.
Tak oto firmy w panice wypuszczają na rynek nowy produkt, blogerzy pompują ogromne pieniądze w promocję kolejnych postów, a hazardzista stawia „na czarne” coraz to większą sumę, aby dorównać rekordowym zyskom. Każdy sukces, który odnosimy będzie bowiem porównywany z tym, czego dokonujemy kolejnego dnia.
Są jednak osoby, które dysonans ten… lubią. Carol Dweck, profesor na Uniwersytecie w Yale i autorka książki „Nowa Psychologia Sukcesu” wskazuje na istnienie tajemniczych „growth mindset”, czyli umysłów opanowanych potrzebą ciągłego wzrostu, rozwoju i nowych wyzwań. Również wśród nich istnieje rozróżnienie na „real and false”. Ci pierwsi starannie planują swój rozwój i rzetelnie notują najważniejsze osiągnięcia. „Fałszywi” natomiast nie tylko zakłamują swoje dokonania, ale również podejmują wiele działań naraz wyłącznie w celu wykreowania wizerunku harmonijnie rozwijającej się osoby. Kiedy zatem false mindsets przejmują stanowiska kierownicze w firmach, fake growth staje się absolutnie nieunikniony.
Fake company
Warto jednak zauważyć, że fake growth bywa często zjawiskiem zupełnie niezamierzonym i niezależnym od jego autorów. Świetnym przykładem są startupy, które we wczesnej fazie swojej działalności potrafią osiągnąć finansowe wyniki szokujące nawet dla samych twórców. Nowy rynek, produkt, relacje biznesowe i atrakcyjna oferta dla akcjonariuszy powodują, że rozmaite słupki rosną w zastraszającym tempie.
Po czasie okazuje się jednak, że wzrost ten był złudny, a dorównanie rekordowym dokonaniom zdaje się być niemożliwe. Czy zatem nie czeka nas rzeczywistość, w której kolejne firmy będą upadać pod ciężarem nałożonych przez siebie oczekiwań?
W czasach, w których potrzebne są nam filtry wyłuskujące niezakłamane treści, a „postprawda” zostaje uznana „słowem 2016 roku” real growth staje się świętym graalem tak dla przedsiębiorstw, jak i konsumentów. Przedsiębiorcy muszą bacznie analizować każdy pozytywny wynik i szukać źródeł sukcesów, klienci zaś dwukrotnie sprawdzić, czy dobra renoma producenta nie jest epizodycznym zjawiskiem. Pułapka fałszywego wzrostu zawsze czyha bowiem na obie strony.