Doping sportowców opłaca się sponsorom?

Premiera dokumentu „Ikar” na nowo rozpoczęła dyskusję o problemie dopingu w świecie sportu. Problemie, który zatoczył nieprzyzwoicie szerokie koła i zaangażował nie tylko sportowców i dziennikarzy, ale również największe marki i stojące za nimi wielomiliardowe korporacje.

 

 

O ile sama idea – uzmysłowienie stałym bywalcom sieci, że to właśnie komunikaty reklamowe pozwalają zarabiać portalom – jest szczytna, o tyle chyba zabrakło w niej jak dotychczas krytycznego spojrzenia samych inicjatorów. Jak bowiem przyjąć do wiadomości hasła „Ceną za darmowe treści są reklamy”, czy wypowiedzi Małgorzaty Pogorzelskiej z WP: „W komunikacji chcemy pokazać dobrą twarz reklamy”, skoro każdy internauta kojarzy ww. witryny ze wspomnianymi, powitalnymi pop-upami?

 

Filtrowanie, a nie blokowanie

Branża nie musi jednak załamywać rąk i w przestrachu oczekiwać na rezultaty nowej kampanii edukacyjnej. Z pomocą przychodzą sami konsumenci, którzy coraz rzadziej używają określenia „blokowanie” w kontekście reklamy internetowej. Znacznie częściej słyszymy słowo „filtrowanie”. Filtrowanie, które ponad blokowanie preferuje aż 77% internautów.

A zatem – jest miejsce dla reklamy online. Ba! Jak się okazuje, w sieci jest wystarczająco dużo przestrzeni zarówno dla reklamodawców, jak i Adblocka. Wystarczy jedynie znaleźć zasady harmonijnego współżycia i zadbać o to, by dostosowały się do nich obie strony konfliktu. Wydaje się, że Adblock wykonał już pierwszy krok. Czas pokaże, czy lepszą odpowiedzią będzie kampania edukacyjna, czy też np. rezygnacja z przeklętych pop-upów.

 

 

Niekonsekwencja Nike

Wspomnianemu Nike daleko jednak do miana marki, która bezwzględnie sprzeciwia się dopingowi. Zaledwie 3 lata po wybuchu afery z udziałem Armstronga i hucznego zerwania współpracy, firma zaproponowała kontakt  Justinowi Gatlinowi. Gatlinowi, który w 2006 roku w wyniku recydywy i drugiej w karierze dopingowej wpadki, stracił poprzednią umowę z firmą Phila Knigta.

To zresztą nie koniec powiązań między Nike a sportowymi oszustami. Amerykańskie przedsiębiorstwo przygarnęło bowiem pod swoje skrzydła jeszcze jednego umoczonego w afery dopingowe krajana, Tysona Gaya. Dodatkowego niesmaku dodawał do współpracy fakt, że sprinter ten chwilę wcześniej zakończył współpracę z Adidasem. Nike zwietrzyło szansę na pozyskanie popularnej twarzy i zupełnie zignorowało dopingową przeszłość Gaya.  Biznes jest biznes.

 

Doping w służbie zysków

Wracając do kolarstwa – pstrokate od naszywek sponsorów kombinezony cyklistów i setki bannerów reklamowych wokół torów pokazują, że dopingowe skandale w żaden sposób nie odstraszają marek od inwestowania w tę dyscyplinę. Ba, Andy Rihs, założyciel Phonak stwierdził nawet, że wpadki zawodników wręcz sprzyjają rozwojowi jego firmy. W przekonaniu Rihsa rozgłos medialny sprzyja tak kolarstwu, jak i finansującym je korporacjom, a ewentualne zerwania wielomilionowych kontraktów ze sportowcami pomagają mniejszym przedsiębiorstwom, takim jak Phonak – w negocjowaniu kolejnych umów sponsorskich.

To nie koniec paradoksów. Festina, hiszpański producent zegarków i sponsor tytularny jednego z zespołów startujących w Tour de France zanotował rekordowy wzrost przychodów w 1998 roku – w momencie wybuchu największego skandalu dopingowego w historii tego prestiżowego wyścigu. Naturalnie jego głównymi bohaterami byli właśnie zawodnicy Festiny.

 

 

Biznes w czasie wolnym

Świeżym i niezwykle spektakularnym przykładem drastycznej redukcji zarobków jest Maria Sharapova. Rosyjska tenisistka, będąca przez siedem kolejnych lat najlepiej opłacaną sportsmenką świata okazała się być jedną z najbardziej prominentnych reprezentantek “rosyjskiej szkoły dopingowej”. 15-miesięczna dyskwalifikacja i przymusowy odpoczynek od sportu był jednak niczym w porównaniu ze stratami wizerunkowymi, a co za tym idzie – finansowymi. Sharapova była o krok od utraty wartego 70 milionów dolarów kontraktu sponsorskiego z Nike, rozwiązała również umowę ze szwajcarskim producentem zegarków Tag Heuer.

Rosjance należy jednak oddać, że z blisko 1,5-rocznej banicji zrobiła lepszy pożytek, niż niejeden biznesmen z całej swojej kariery. Sharapova podjęła kurs na Harvard Business School, zainwestowała w startup Charly, a także wprowadziła na rynek, jak się okazało – niezwykle popularną czekoladę pod egidą marki Sugarpova. W międzyczasie nadszarpnięty wizerunek tenisistki był konsekwentnie reperowany w mediach społecznościowych, zresztą równolegle z promocją własnego biznesu.

 

Początkowo odcinające się od Sharapowej firmy postanowiły natomiast podtrzymać współpracę z Rosjanką. Na fali biznesowych sukcesów tenisistki „przekonały się do niej” deklarujące swego czasu zerwanie umowy Nike i Porsche, a także Evian oraz Head. Sharapova zaś wróciła na kort i zapowiedziała wydanie autobiografii. Wypada więc spytać, czy ktokolwiek w ogóle stracił na banicji sportsmenki?

 

Poszkodowany kibic

Reżyser filmu „Ikar” na potrzeby produkcji postanowił wziąć udział w dwóch wyścigach kolarskich. W pierwszym – startował „na czysto”, w drugim – wspomagał się niedozwolonymi środkami. Można przypuszczać, że podobną drogę przebyła większość „umoczonych” w doping sportowców.

 

 

Jak bowiem wynika z powyższych przykładów, banicja rzadko kiedy bywa wyrokiem i prowadzi do zakończenia kariery. Jedynie Lance Armstrong, ikona Tour de France i zwycięstw zarówno nad rywalami z toru, jak i nowotworem stracił na aferze dopingowej cały swój dorobek. Pozostali sportowcy, mimo początkowo głośnych i okazałych wyroków, powoli, tylnymi drzwiami wracają na sportowe areny i mamią kolejnych kibiców.

Biznesowa machina zaś kręci się w niewyobrażalnym tempie, a dopingowe wybryki zdają się ją tylko napędzać. Wizerunkowe korzyści dla Nike po zerwaniu umowy z Justinem Gatlinem zdecydowanie przykryły narzekania na ponowne nawiązanie współpracy niemal dekadę później. Marki doskonale wiedzą bowiem, w którym momencie zadbać o rozgłos.

Posłuchaj questus podcast

 Wpadnij na nasz kanał Youtube

Newsletter

Chcesz być informowany
o nowościach?
Dołącz do naszego
 newslettera.

 

Autor: Michał Moneta

Absolwent programu Diploma in Professional Marketing, Uniwersytetu Łódzkiego i Akademii Leona Koźmińskiego oraz kursów m. in. w IE Business School, University of California oraz University of Geneva. Jestem również certyfikowanym marketerem DIMAQ, a także absolwentem szkoleń narzędziowych Google – Ads oraz Analytics. Specjalizuję się w digital marketingu, w szczególności w obszarze content managementu, analityki i social mediów. Mam wielkie szczęście, że questus daje mi możliwość rozwoju właśnie w wyżej wymienionych obszarach. W ramach firmy zajmuję się więc budową strategii i zarządzaniem contentem, prowadzeniem mediów społecznościowych (Facebook, LinkedIn), redagowaniem questus BLOG, a także pracą dla klientów - w obrębie audytowania i przygotowywania strategii content managementu, a także realizowania działań operacyjnych. Choć praca, którą wykonuję jest jednocześnie moim hobby, staram się łączyć ją również z innymi zainteresowaniami – „szyję na basie”, uprawiam sporty i czytam rozmaite książki. Pewnie daleko mi do stereotypowego milenialsa, ale dzięki czerpaniu przyjemności tak, z pracy, jak i innych aktywności, hasło work-life balance jest mi niezwykle bliskie. Więcej o mnie znajdziecie na: http://michalmoneta.com/ ?
Ostatnie wpisy
Rok 2025 – krótka historia jutra: Sztuczna Inteligencja (AI)

Rok 2025 – krótka historia jutra: Sztuczna Inteligencja (AI)

Rok 2025 – krótka historia jutra: Sztuczna Inteligencja (AI) Rewolucja zaczyna się wcześniej, niż myślisz. Zmiany często zaczynają się dużo wcześniej, zanim stają się zauważalne (Eccles, 1991). Jak jednak rozpoznać sygnały zmiany, gdy tempo ich przyśpieszenia jest tak...

czytaj dalej