Dobre serce to za mało. Aby prowadzić działalność dobroczynną potrzebna jest też głowa do interesów. I taką głowę z pewnością ma Kurt Montgomery, prezes Fundacji FaniMani. Działalność organizacji jest dowodem na to, że… dobrych ludzi można znaleźć wszędzie. Albo raczej, że wszędzie można znaleźć ludzi, którym dobroczynność może się opłacić.
Dobroczynność jak biznes
Platforma FaniMani.pl to innowacyjny pomysł na wspieranie prospołecznych inicjatyw. Serwis internetowy fundacji pełni rolę pośrednika pomiędzy sklepami internetowymi a ich klientami, a ceną pośrednictwa jest… przekazanie części wartości zakupów na wybraną przez klienta organizację pozarządową.
FaniMani założył mieszkający od wielu lat w Polsce Amerykanin, Kurt Montgomery. Jak mówił w jednym z wywiadów, już jakiś czas temu zauważył w Polsce niszę w postaci braku profesjonalnego fundraisingu. Do pomysłu podszedł jednak bardzo biznesowo – wiedział, że jeżeli będzie w stanie wymyślić coś, co będzie generować dla klientów wartość, wtedy znajdą się pieniądze także na szczytne cele.
Szukanie nowych modeli finansowania jest dla sektora pozarządowego koniecznością. Bazowanie wyłącznie na zbiórkach, sponsorach, grantach i wpływach z 1% podatku nie daje dużych szans rozwoju – jest pływaniem po czerwonym oceanie. Organizacji pozarządowych jest w Polsce około 80 tysięcy, a tort pieniędzy przeznaczanych każdego roku przez nas na cele dobroczynne wciąż za mały, by obdzielić wszystkich potrzebujących.
W efekcie większość spośród fundacji i stowarzyszeń żyje w nieustannym stresie o to, co przyniesie jutro i czy starczy pieniędzy na pomaganie innym, nie mówiąc już o rachunkach za prąd czy wypłatach dla nielicznych pracowników.
Tak jak w firmach walczy się o wyniki sprzedażowe, tak samo w organizacjach charytatywnych chlebem powszednim jest pozyskiwanie funduszy, które umożliwiłyby realizację ich celów społecznych. I – podobnie jak w biznesie – nie jest to łatwy kawałek chleba. Czy się to komuś podoba, czy nie, prawa rządzące sektorem pozarządowym niewiele różnią się od zasad obowiązujących na wolnym rynku, a organizacje, chcąc działać na rzecz innych, muszą być skuteczne i konkurencyjne.
Dobroczynność roszczeniowa i pomysłowa
Uniwersytet Łódzki w ramach projektu wspieranego przez Narodowe Centrum Nauki, prowadził badania, których celem jest między innymi ocena, na ile stosowane w biznesie narzędzia i metody, mogą sprawdzić się również w trzecim sektorze. Już na etapie przeprowadzania wywiadów i ankiet z przedstawicielami organizacji pozarządowych dostrzec można było dwa wyraźnie typy postaw.
Pierwsza to postawa nadzwyczaj pasywna – osoby odznaczające się nią reagowały z oburzeniem na sam pomysł, by w działalności społecznej próbować zastosować „warsztat” biznesowy. Ich zdaniem każdej organizacji z samego faktu, że istnieje i ma szczytne cele zapisane w statucie, po prostu należą się środki publiczne, by mogła ona działać i je realizować.
Druga postawa – aktywna – polega na tym, że działacze organizacji pozarządowych po prostu biorą sprawy w swoje ręce. Zamiast narzekać – wymyślają, eksperymentują i kombinują, w najlepszym tego słowa znaczeniu. Zamiast pływać po czerwonym oceanie, wypływają na błękitne wody, których nikt jeszcze nie odkrył.
Co ciekawe, z taką postawą równie często można było się spotkać w dużych, jak i małych organizacjach. Podczas gdy prezes dużej organizacji oburzał się na pytanie, czy prowadzi działalność gospodarczą, szefowa jednoosobowej fundacji działającej przy szkole w małej miejscowości z entuzjazmem odparła: tak, co roku organizujemy kiermasz.
Błękitny ocean dobroci
Dobre serce to za mało, bo tylko innowacyjność może nakarmić organizację i jej podopiecznych. W innym razie nawet najpiękniejszej idei przyjdzie zginąć w gąszczu kwest, zbiórek i apeli. Budujące jest jednak to, że – obok organizacji o postawie pasywniej – nie brakuje organizacji pozarządowych, które doskonale to rozumieją.
Obok Fundacji FaniMani, ciekawy, nowy model finasowania zaproponował jakiś czas temu Polski Czerwony Krzyż w ramach akcji „Bardzo Dobre Maniery”. Polegała ona na tym, że klient restauracji – poprzez odpowiednie skrzyżowanie sztućców na talerzu – mógł dać znak obsłudze restauracji, że chce, aby do jego rachunku doliczono 5 złotych z przeznaczeniem na wsparcie dla tej inicjatywy.
Akcja ruszyła pilotażowo z budżetem ok. 4000 zł w kilku restauracjach – kosztem był przede wszystkim wydruk podkładek na stoły z informacją o akcji, dzięki którym klienci mogli się o niej dowiedzieć. Później nagrano viralowy filmik z aktorem Mirosławem Zbrojewiczem i owcą w roli głównej – to wystarczyło, aby akcja zyskała rozgłos w mediach i w sieci.
Już na samym początku akcji PCK odnotowało 65-procentowy wzrost wpłat, w porównaniu do wpływów z charytatywnych SMS-ów, przy czym w akcji brało udział zaledwie kilka restauracji, podczas gdy SMS-y były wysłane przez darczyńców w całym kraju. Pomysł prosty i jakże skuteczny w swej prostocie. „Bardzo dobre maniery” to także przykład udanej próby opuszczenia czerwonego oceanu, w którym wszyscy konkurują i wypłynięcia na czyste wody błękitnego oceanu.
Mimo, że w dobroczynności, nie chodzi o zysk, wcale to nie znaczy, że organizacje pozarządowe nie mogą czerpać z dorobku biznesowej myśli marketingowej. Ludzie, którzy to rozumieją, są przyszłością trzeciego sektora w Polsce.