Cyberochrona zdaje się być najbardziej zaniedbanym obszarem informatyki. Korporacje płacą horrendalne kwoty programistom, sowicie wynagradzają grafików, ale zapominają, że bez odpowiednich zabezpieczeń wszystkie genialne pomysły mogą wyfrunąć z firmowych serwerów w ułamku sekundy. To stwarza ogromne pole do popisu dla cyberochroniarza, który zagwarantuje właściwy nadzór nad wrażliwymi danymi. Deficyt specjalistów na rynku powoduje, że będzie mógł zażądać za to iście królewskich zarobków
Dalszy rozwój Big Data oraz upowszechnienie internetu rzeczy spowoduje prawdziwy przełom na rynku pracy. Przełom, który jest nam obecnie absolutnie niezbędny. Dynamiczna ekspansja rynku Internet of Things, którego wartość w najbliższych latach szacuje się na 19 bilionów[1] (!) zdecydowanie przewyższa tempo wzrostu przemysłów związanych z cyberbezpieczeństwem.
Jako że kilkunastocyfrowe liczby działają na wyobraźnię znacznie skuteczniej aniżeli potrzeba bezpieczeństwa – sieciowi ochroniarze znajdują się obecnie na bocznym torze. Pamiętajmy jednak, że im dłużej na nim pozostaną, tym większe zagrożenie będzie za sobą niosła nowoczesna technologia.
Pieniądze z pralki
Cyberochrona zdaje się być na pozór błahostką. Nasze komputery chronią przecież rozmaite Avasty i Pandy, a wszelkie dane wysyłane do sieci są obwarowane zabezpieczeniami. A Internet rzeczy? Odległa przyszłość. Któż zresztą chciałby zhackować nasz toster, pralkę czy lodówkę?
Zapominamy jednak o kolejnej technologicznej rewolucji, która tym razem zawładnie naszymi portfelami. Ba, całkiem możliwe, że zupełnie odłoży je do lamusa. Nietrudno sobie wyobrazić, że już niedługo za wirtualne zakupy będziemy płacić zupełnie wirtualnymi pieniędzmi.
Cyberwaluty, podobnie jak tradycyjne środki płatnicze, potrzebują jednak miejsca, w którym będą wytwarzane. Jako że internetowa mennica wymaga ogromnej ilości energii – nasz podłączony do sieci dom stanie się znakomitą lokalizacją na rozkręcenie finansowego biznesu. Na procent od zysków właściciela waluty nie będziemy jednak mogli liczyć.
Przekształcenie naszej pralki w nielegalną mennicę to niejedyne zagrożenie płynące z dobrodziejstw internetu rzeczy. Pamiętajmy, że wszelkie urządzenia podłączone do domowej sieci będą gromadzić i przesyłać ogromną ilość danych o swoich użytkownikach. Pozbawione należytej ochrony – mogą zostać wykorzystane przeciwko nam.
Ot, choćby automatycznie włączające się po otwarciu domowych drzwi światło. Sprawny haker dzięki niemu będzie doskonale wiedział, w jakich godzinach znajdujemy się w mieszkaniu. Złamanie kodu pozbawionego dodatkowej ochrony alarmu również nie powinno stanowić dla niego problemu. Bez cyberochrony włamanie do naszego domu stanie się łatwe jak nigdy dotąd.
Wojna na kody
Wykorzystanie informatycznych kodów do wojennych praktyk jest największą rewolucją w wojskowości od czasu powstania broni nuklearnej. Co więcej, brak norm i regulacji sprawia, że wykorzystywanie przez wojsko dobrodziejstw komputerowej technologii jest pozbawione jakichkolwiek ograniczeń. Cyberochroniarz jest zatem niezbędny nie tylko w biznesie, ale i w administracji państwowej. Kto wie, być może w zero-jedynkowym świecie toczy się właśnie krwawy bój między dwoma zwaśnionymi krajami?
To więcej niż prawdopodobne. Od kilku lat trwa bezustanna wymiana cyfrowego ognia między Chinami a Stanami Zjednoczonymi. Rząd USA wyliczył, że w wyniku ataków azjatyckiego giganta wartość intelektualna kraju zmalała aż o 300 miliardów dolarów[2]. Nic więc dziwnego, że państwa z całego świata, włącznie z pozornie odciętą od sieci Koreą Północną, zaczynają czynić poważne inwestycje w cyberochronę.
Co ciekawe, kraj Kim Dzong Una również był w stanie naruszyć wirtualne bezpieczeństwo USA. W 2014 roku w odwecie za wyprodukowanie filmu ośmieszającego ich władcę, Koreańczycy z północy przeprowadzili skuteczny atak na Sony Pictures, doprowadzając do wycieku ogromnej ilości cennych danych firmy. Odpowiedź Stanów Zjednoczonych była jednak natychmiastowa – drugiego dnia po inwazji Azjatów koreański internet został zupełnie wygaszony, destabilizując funkcjonowanie najważniejszych urzędów państwa.
To jedynie pojedyncza, kilkudniowa bitwa. Jednakże istnieje spore prawdopodobieństwo, że w najbliższych latach cyberpotyczki wyewoluują w wielomiesięczne konflikty. Czeka nas wirtualna wojna.
Do komputerów marsz!
W badaniu przeprowadzonym w 2016 roku przez MIT Technology Review aż 40% firm jako największe wyzwanie wskazało udoskonalenie cyberochrony. Jednocześnie zaledwie 6% korporacji uważa się za znakomicie przygotowane do odpierania wirtualnych ataków. Główną przyczyną marnych statystyk jest brak wyspecjalizowanego personelu. Obecny w większości może co najwyżej zaprogramować aplikację mobilną.
Tym samym z każdym kolejnym dniem zawód cyberochroniarza staje się coraz bardziej pożądany na rynku pracy. Jak twierdzi Michael Brown, CEO w Symantec, do 2019 roku powstanie sześć milionów nieobsadzonych stanowisk specjalisty ds. wirtualnego bezpieczeństwa. Dziś takowi mogą liczyć na zarobki rzędu 300 tysięcy dolarów rocznie. Za dwa lata liczba ta najprawdopodobniej zostanie podwojona.
Z powodu deficytów na rynku firmy są obecnie zmuszone do nielegalnych praktyk i zatrudniania hakerów. Zawodowy cyberochroniarz z wykształceniem i przyzwoitym CV w ręku zapewne skusiłby je do zaprzestania balansowania na krawędzi prawa i zaangażowania prawdziwego specjalisty.
Z podobnymi problemami borykają się również rządy państw, w tym Polski. Anna Streżyńska z Ministerstwa Cyfryzacji przyznała niedawno, że nie potrafi znaleźć na rynku kogoś, kto uchroniłby nasz kraj przed cyberprzestępczością. Powód? Oferowane przez Ministerstwo wynagrodzenie w wysokości 9,5 tysiąca złotych miesięcznie nie jest w stanie skusić żadnego specjalisty.
A zatem: szukacie zawodowego awansu? Nowej pracy? Rzućcie więc obecną i rozpocznijcie naukę cyberochrony. Za kilka lat nie tylko zwielokrotnicie zarobki i wybudujecie dom. Pomyślcie o tym, że współpracownicy będą się do Was zwracać per „Generale”.
[1] Alec Ross: The Industries of the Future; Simon & Schuster; 2016.
[2] Alec Ross: The Industries of the Future; Simon & Schuster; 2016.