Kilka lat temu książki, w których przepowiadano, że kiedyś będziemy płacić telefonem, zajmowały miejsca wśród powieści fantasy. A dzisiaj? Czasy, w których to klienci chodzili do sklepów odzieżowych mierzyć ubrania powoli przechodzą do historii. Lada moment to ubrania będą mierzyć… parametry życiowe klientów. Co to oznacza dla marek?
Połączenie nawiązano
Zegarek, który sprawdza jakość snu, telefon, który mierzy kroki, pralka, która sama dozuje ilość płynu do płukania i lodówka, która ze sklepu zamawia niezbędne produkty. Witajcie w świecie, w którym rzeczywistość przenika się z wirtualnym otoczeniem, za nic mając sobie utarte schematy, logikę i ograniczenia, w których do tej pory funkcjonował człowiek.
Permanentne podłączenie do sieci przekłada się nie tylko na codzienność jednostek – ma też ogromny wpływ na marki, które powinny przyjąć zupełnie nową strategię komunikacji. Muszą przecież nauczyć się mówić do tych, którzy dopiero uczą się korzystać z dobrodziejstw (i zagrożeń!), jakie niesie za sobą cyfryzacja codzienności.
Nowe możliwości
Na horyzoncie marek wszystkiego zaczyna być więcej – więcej możliwości zaangażowania odbiorców, więcej touchpointów, większe szanse na zaspokojenie potrzeb i dostarczenie wartościowych produktów i usług. Ale, jest i jeden dodatkowy kłopot – im częściej konsument podłącza się do kolejnych urządzeń, tym bardziej odłącza się od kolejnych marek, którym do tej pory pozostawał wierny. Funkcjonują one jedynie w tradycyjnej rzeczywistości – a ta, w porównaniu do tego, co nowoczesne, innowacyjne, technologicznie zaawansowane, wydaje się być nudną koniecznością. Duży wpływ ma też branża, bo są przecież i takie, które z radością wkroczą na parkiet, tańcząc namiętne, cyfrowe tango.
Trwa łączenie…
Badania wskazują, że już 70% decydentów dostrzega biznesową wartość w rozwoju Internet of Things – dopatrują się w nim przede wszystkim nowego, skuteczniejszego sposobu kontaktu z konsumentami. Uważają, że Internet Rzeczy odegra rolę pośrednika w kontaktach. I to pośrednika, który coraz bardziej zaczyna nabierać ludzkich cech. Nie będzie to już przecież proste pakowanie contentu w platformy, a współpraca z urządzeniami, których sensory zaczynają przypominać ludzkie zmysły. Te zbierają informacje z otoczenia, pozwalając wznieść analizę na wyżyny. I nawiązać bezpośrednie relacje.
Zachowuj się
63% organizacji biorących udział w badaniu Schneider Electric zapewnia, że planuje wykorzystać Internet of Things, by dokonać dokładnej analizy ludzkiego zachowania i, na tej podstawie, ulepszyć swoje usługi. Co stawia konsumentów pod ścianą – skończyły się bowiem czasy, w których własne preferencje mogli – świadomie bądź nie – ukrywać, udzielając płytkich odpowiedzi w ankietach, czy niechętnie biorąc udział w badaniach focusowych. Teraz będą (już są?) narażeni na nieustanną obserwację i obpomiarowanie każdej interakcji z urządzeniami. Oczywiście korzyści będą obustronne – klienci zostaną porwani w wir pozytywnych doświadczeń z marką, która z kolei będzie miała szansę zbudować relacje oparte na lojalności i emocjach. Ryzyko nadużyć jednak nie będzie chciało zejść ze sceny i istnieje obawa, że przejmie kolejne role w zaawansowanym technologicznym spektaklu XXI wieku.
Rozrywka na wyższym poziomie
Jedną z branż usługowych, które na rozwoju Internet of Things zyskają niemalże na pewno (i to dużo) jest branża rozrywkowa. Zapewnienie odbiorcom niezapomnianych wrażeń stanie się dużo łatwiejsze, a fakt, że nikt nie zdążył się jeszcze do końca do takich nowinek technologicznych przyzwyczaić, może działać wyłącznie na korzyść firm. Badanie przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych pokazuje, że, jak na razie, zaledwie 15% konsumentów do Internetu Rzeczy czy koncepcji Smart Homes przywykło. Im dalej w las, tym więcej zwolenników i okazji do tego, by w sieci poszaleć.
W końcu jak się bawić to się bawić – również w samochodach, podłączonych do sieci oczywiście. Jeśli wierzyć Statista Digital Market Outlook, amerykański rynek Internetu na czterech kołach wzrośnie o ponad 30% do 2020 roku. Potroi się liczba nowoczesnych samochodów, których poszczególne funkcje wykorzystywać będą wirtualny świat. I mowa tu zarówno o najprostszych (choć do tej pory raczej niedostępnych) gadżetach – komputerze pokładowym, który umożliwia sprawdzenie skrzynki mailowej, ale i tych bardziej zaawansowanych. Aplikacje umożliwiające zdalną jazdę czy parkowanie, w którym kierowca nie bierze udziału też na pewno będą cieszyć się rosnącą popularnością.
Czy to już?
Nie, jeszcze nie, jeszcze chwila. Trzeba się uzbroić w cierpliwość, zanim wszystko wokół stanie się częścią jednej, wielkiej globalnej sieci. Ale już (niestety? na szczęście?) bliżej niż dalej. Pewnie nic nie zmieni się z dnia na dzień – po prostu w jakimś momencie ludzie zorientują, że nagle nikt nie uczy się parkować, bo samochody robią to same, w sklepach jest pusto, bo sprawunkami zajmują się lodówki, a programy telewizyjne odeszły do historii, bo ramówka stacji dostosowuje się indywidualnie do upodobań każdego odbiorcy.
Stoimy u progu świata nie tyle augmented reality, ile augmented behaviour, w którym marki przechodzą na inną stronę mocy – staną się nie tylko nadawcą przekazów, ale i odbiorcą – przede wszystkich danych, które na co dzień spływać będą z poszczególnych urządzeń. Wyzwaniem będzie więc nie tylko ich analiza, ale i sprytne wykorzystanie do nawiązania jak najgłębszej relacji z konsumentem. Zachowanie, emocje, doświadczenia zaczną być niemalże namacalne – dla obydwu stron transakcji.